(Nie) chcę być sama

Prowadzą normalne życie. Kochają swoje dzieci, bawią się z nimi i uśmiechają się – wiele z nich nie prosi otwarcie o pomoc, choć jej potrzebuje.

Według statystyk, co roku przybywa około stu tysięcy rodzin niepełnych, w których jedno z rodziców w pojedynkę wychowuje dziecko bądź dzieci. W większości przypadków robi to z konieczności, rzadko z wyboru. Samotny rodzic to najczęściej samotna mama. W raportach można odnaleźć dwa obrazy psychologiczne samotnych matek. Pierwszy, to kobieta wykształcona, niezależna, spełniająca się zawodowo. Znacznie więcej jest jednak tych drugich – nie tak dobrze wykształconych, o mniejszych kwalifikacjach zawodowych, opuszczonych przez męża, partnera lub u których ciąża to wynik przypadku. Mieszkają z rodzicami, dziadkami, w hotelu pomocy społecznej; żyją bez perspektyw i wiary w lepsze jutro. – Nigdy nie zastanawiałam się, jak moje życie mogłoby potoczyć się, gdyby został przy mnie mój partner – twierdzi Ewa Kowalewska, samotna mama sześcioletniego Kuby – W życiu nie idzie mi najgorzej, mam zadowalające wykształcenie. To chyba kwestia przyzwyczajenia. – ale z pewnością nie własnego wyboru. Niewiele pozostawionych samym sobie mam może tak optymistycznie zarysować swoją sytuację.

Wypełnić pustkę w życiu

Monika Bastecka jako nastolatka marzyła o wielkiej miłości swojego życia. – Pamiętam, kiedy miałam czternaście lat, przeczytałam pierwszy romans. Jakąś książkę młodzieżową ze szkolnej biblioteki. Od tamtej pory miałam wciąż tylko jedną w głowie: znaleźć idealnego mężczyznę, wspaniałego w każdym calu… – te słowa wywołują na jej twarzy ironiczny uśmiech – Co prowadziłoby do przeżycia miłości rodem z filmów Disneya. – Usiłowałam zakochać się na siłę. W końcu, w szkole średniej, poznałam Mariusza. Trzy lata starszy, wysportowany, przystojny. Ma się rozumieć, że od razu wpadł mi w oko. Ja jemu chyba zresztą też. Trudno mi teraz powiedzieć, czy byliśmy w sobie tak naprawdę zakochani. – kobieta wzrusza ramionami i urywa na chwilę opowieść. – W każdym razie, nie byłam uszczęśliwiona, gdy dwa miesiące przed maturą dowiedziałam się o swojej ciąży. Czułam paraliżujący strach, mimo, iż mój partner nie powiedział mi otwarcie, że zamierza mnie zostawić. Zresztą, nie zrobił tego. Obiecał, że wszystko nam się poukłada. W sumie, nie było to kłamstwo, bo jakoś sobie radziliśmy. – Monika znów robi dłuższą pauzę, jakby słowa uwięzły jej w gardle. – I całkiem możliwe, że dziś byłoby cudownie, gdyby nie jego nagła śmierć. Ja leżałam już w szpitalu, on chciał przybyć na czas porodu. W czasie drogi, w jego samochód uderzył autobus. Mariusz zginął na miejscu. Początkowo chciałam jedynie cofnąć czas – byle tylko nie urodzić tego dziecka. Było już jednak za późno i tak, zostałam samotną matką. W dodatku przede mną były studia, całe życie. Szukałam oparcia wszędzie, a nie mogąc go znaleźć wśród najbliższych, zaplątałam się w nieodpowiednie towarzystwo i na domiar wszystkiego trafiłam do czegoś w rodzaju sekty. W pewnym momencie, miałam wszystkiego już serdecznie dosyć, wyrzucono mnie z uczelni, na którą i tak cudem się dostałam, a mój synek, Krzysiu, ciężko zachorował. Potrzebowałam pomocy, ale nawet nie próbowałam się o nią starać. Filozofie mojej sekty o samodzielnej, ciężkiej walce i sztuce przetrwania wypisywałam na karteczkach i przypinałam pinezkami po całym mieszkaniu, które dzieliłam jeszcze z dwoma innymi kobietami, z którymi porozmawiać mogłam tylko w szczególnych przypadkach, gdy akurat nie były pod wpływem heroiny. – wydawałoby się, że ta opowieść to zwykły ciąg niefortunnych zdarzeń. Trudno znaleźć w tym wszystkim choć najdrobniejszą nutę nadziei. I tak, niestety, wygląda większość historii matek, wychowujących samotnie swoje dzieci. – Wciąż mi czegoś i kogoś brakowało. Czułam w życiu okropną pustkę.

Zosia Samosia

– Nauczyłam się samodzielności i dobrze mi z tym. – obstaje przy swoim Ewa Kowalewska. – Mój synek idzie do szkoły za rok i ja cieszę się razem z nim. – czy jej pogodne nastawienie wynika z pełnej świadomości wyboru samotnego trybu życia? Czy po prostu Ewa ma wielkie szczęście i wspaniałych bliskich przy sobie? – Siłę i motywację dają mi wcześniejsze przeżycia. Kiedy mając dwadzieścia trzy lata, zaszłam po raz pierwszy w ciążę, nawet nie byłam do końca pewna kto był ojcem i bez wahania zdecydowałam się na aborcję. Nikt mnie nie powstrzymywał. Dopiero, kiedy było po wszystkim powoli docierało do mnie, że popełniłam grzech, zabiłam człowieka. – Ewa wypowiada te słowa nieco drżącym głosem, jednak dzielnie usiłuje zatrzymać na twarzy wymuszony uśmiech – Wiele o tym myślałam, właściwie, myślałam tylko o tym bez przerwy. Z depresji pomógł mi wyjść Rafał – mój pierwszy stały partner. Potem zaczęła się historia, jakich wiele. Krótko przed trzydziestką ponownie zaszłam w ciążę. Rafał postanowił, że wyjedzie do Brytanii, bo, jak sam mówił, potrzebowaliśmy w tej sytuacji większych funduszy. Już tego dnia, gdy żegnałam go na lotnisku, czułam, że widzę go po raz ostatni. Tym razem jednak, nie chciałam popełnić czynu, którego miałabym w przyszłości żałować. Postanowiłam, że urodzę dziecko i będę je wychowywać. Jestem bardzo zadowolona z siebie, że przetrwałam, przeczekałam ten sztorm, bo teraz jestem silniejsza. Kuba jest dla mnie wszystkim i nie obchodzi mnie już żaden mężczyzna. – podkreśla kobieta.

Porzucone narzeczone trzymają się razem

-Najpierw szukałam wsparcia w różnych przytułkach, wśród różnych fundacji – zwierza się Monika. – Dało mi to przynajmniej tyle, że zostałam wyciągnięta z sekty i mojego obskurnego mieszkania. Potem spotkałam Kasię i Marię, dwie, starsze ode mnie kobiety, położone mniej więcej w podobnej sytuacji. Jest nam zdecydowanie raźniej, gdy trzymamy ze sobą. – na pytanie, czy wciąż szuka tego jedynego, odpowiada dość specyficznie – Już go znalazłam. Miałam Mariusza, póki Bóg nie zabrał go z powrotem do siebie. Drugiego takiego już nie będzie, więc nawet nie staram się kogoś znaleźć. Ludzie mówią mi, że nie powinnam mieć do tego takiego nastawienia, zwłaszcza, że sama nie radzę sobie wcale tak, jakbym sobie wymarzyła. Mam słabą psychikę. Jednakże, patrząc na mojego Krzyśka, serce od razu bije mi szybciej i wiem już, że mam dla kogo żyć. Przy wsparciu przyjaciółek wracam powoli do całkowitego zdrowia psychicznego. – Monika uśmiecha się słabo, ale całkiem przekonująco i bierze swojego małego synka na ramiona. – Jedyne, czego naprawdę żałuję, to to, że tak łatwo dałam ponieść się emocjom i niemal od razu zeszłam na dno.

Życie jak bajka

– Po usunięciu ciąży, zdawałam sobie sprawę z tego, że czeka mnie długa droga, najeżona wyrzutami sumienia i bólem. – mówi Ewa. – Cała Rodzina wspierała mnie jak mogła, ale do nich wszystkich też miałam głęboki żal: dlaczego nie powstrzymali mnie wcześniej? Szczególnie zawiodłam się na swojej matce i siostrze. Ta druga widocznie także obarczała się winą, więc przesiadywała często u mnie, a kiedy nie miałam siły rozmawiać, włączała telewizję i oglądała. Wszystko – seriale, komedie, bajki. Raz usiadłam razem z nią i obejrzałam fragment „Króla Lwa”. W pamięć najmocniej zapadła mi kwestia: „Musisz rzucić przeszłość za siebie”. W pierwszej chwili pomyślałam, że siostra specjalnie puściła mi ten film, więc w sumie przez przypadek, pogodziłyśmy się na dobre. Teraz, codziennie rano kiedy wstanę, powtarzam sobie – „Hakuna matata, znaczy – nie martw się”. – Ewa przerywa i zaczyna śmiać się perliście – To takie moje małe motto.

Odnaleźć własną drogę

– Nie należę do osób pesymistycznych, jednak podchodzę do życia bardzo poważnie – podsumowuje Monika – Wszystko biorę bardzo do siebie, jestem wrażliwa. Walczę, żeby każdy dzień był jak najlepiej wykorzystany przeze mnie i przez Krzysia. Mam także zamiar zacząć stałą pracę. Wierzę, że uda mi się całkowicie wyjść na prostą, bez względu na wszystko. – Ewa także jest dobrych myśli: – Zawsze staram się nie narzekać i jakoś ciągnę. Jeśli tylko mi się uda, znajdę pracę. Pisałam magistrat z polonistyki. – Obydwie te kobiety nie ukrywają, że ciężko było im uzyskać jakąkolwiek pomoc. Długo szukały po najrozmaitszych fundacjach, zwłaszcza Monika próbowała szczęścia wszędzie, gdzie popadnie, co nie skończyło się dla niej najlepiej.
Teraz wiodą całkiem przyzwoite życie, choć wciąż mają trudności z odnalezieniem stałej, pełnoetatowej pracy. – Przerażają mnie wszystkie statystki wskazujące na to, że takich kobiet jak ja jest coraz to więcej i więcej – wyznaje Monika – I to, że nawet, jeżeli proszą o pomoc, nie zawsze ją otrzymują. Często też, ludzie patrzą na nas krzywo. Myślą, że same się o to prosiłyśmy, a teraz żebramy o wsparcie. Ja na pewno nie prosiłam się o śmierć Mariusza.

Wśród ogólnej znieczulicy

Przypadków podobnych do Moniki i Ewy jest wiele i wciąż w Polsce przybywa. Samotne matki to najczęściej ofiary gwałtu, porzucenia czy po prostu złego losu, dotknięte śmiercią męża, czy partnera. Wiele też kobiet decyduje się w dramatycznych przypadkach na aborcję nie myśląc o konsekwencjach, jakie niesie ona za sobą. Nierzadko spowodowane jest to nagłą utratą oparcia, a więc pogłębiającą się depresją, co prowadzi do skrajnej desperacji. W mediach wszelakiej maści i rodzaju wciąż słyszymy o nowych klubach, stowarzyszeniach, fundacjach, wspierających matki samotnie wychowujące dzieci, lub oferujące pomoc paniom, które przeżyły aborcję. Tak naprawdę jednak, wszystkie te kobiety mają niewielkie szanse na rozpoczęcie normalnego życia – z trudem dostają pracę, wykształcenie, rozprawy o dofinansowanie ciągną się w nieskończoność z marnym skutkiem, a ludzie z reguły są niezbyt przychylni. Może jednak ktoś w końcu postanowi raz na zawsze zmienić tę sytuację, pozwalając samotnym mamom poczuć się częścią społeczeństwa, a ich dzieciom zapewniając godne życie.