Naturalna prokreacja

Co jakiś czas wracają jak bumerang, mniej lub bardziej sensowne, dyskusje na temat aborcji, eutanazji czy kary śmierci. Ostatnio było głośno o in vitro. Powód? Pojawiła się nowa metoda pomagająca parom, które mają problemy z płodnością w doczekaniu się dziecka. O naprotechnologii z Iwoną Koprowską rozmawia Magdalena Guziak.

Mówi się, że naprotechnologia jest alternatywą dla in vitro.
Pojawienie się naprotechnologii dało parom możliwość wyboru. Dotychczas parom mającym problemy z poczęciem dziecka, po serii wykonanych badań i dość często nieefektywnym leczeniu, lekarze proponowali in vitro. Poza nim i adopcją nie było innej szansy na doczekanie się upragnionego dziecka. Teraz jest szansa na szczegółową diagnozę i skuteczniejsze leczenie.
Czy to lepsza droga?
Różnica między naprotechnologią a in vitro jest diametralna. Naprotechnologia to diagnoza i leczenie. Natomiast in vitro nie jest metodą leczenia, a jedynie doprowadzeniem do poczęcia z ominięciem przyczyny. Jeśli para ma problem z płodnością szuka się przyczyny, prowadzi leczenie, po którym w sposób naturalny i bez ingerencji lekarza dochodzi do poczęcia. Metody leczenia w naprotechnologii nie niosą ze sobą żadnego ryzyka zdrowotnego, z którym trzeba się liczyć, kiedy para decyduje się na poczęcie przy pomocy in vitro.
Inną ich zaletą jest to, że wykorzystują one potencjał pacjenta do działania. Kiedy człowiek jest chory, idzie do lekarza, który stawia diagnozę i kieruje na leczenie. Jednak pacjent jest w tym bierny. Naprotechnologia kładzie nacisk na zaangażowanie kobiety i mężczyzny w proces leczenia. Część odpowiedzialności za jego powodzenie jest również po stronie pary – od sposobu obserwacji zależy, czy lekarz podejmie dobrą decyzję. Ogromne znaczenie ma choćby to, w którym dniu cyklu kobieta zgłosi się na badanie poziomu progesteronu, bo wpływa to na wyniki.
Jak widać, ta metoda nie jest dla osób, które chcą zapłacić i mieć problem z głowy, które idą przez życie według określonego schematu: najpierw szkoła, potem praca i dziecko, ale tak naprawdę nie angażują się w to, co robią.
Czy jest możliwe, że parze, w przypadku której in vitro okazało się nieskuteczne pomoże naprotechnologia lub odwrotnie – małżeństwu, które starało się o dziecko, opierając się na Modelu Creightona, pomoże dopiero zapłodnienie in vitro?
W Polsce naprotechnolodzy działają krótko, więc my jeszcze nie możemy pochwalić się efektywnością, choć pierwsze ciąże a nawet dziecko już są. W Stanach czy Irlandii, gdzie naprotechnologia jest stosowana, znane i opisane są przypadki szczęśliwych rozwiązań u par, które wcześniej bezskutecznie poddawały się sztucznemu zapłodnieniu.
Być może podobna zależność zachodzi też w drugą stronę. Trzeba jednak pamiętać, że po szczęśliwym poczęciu i urodzeniu dziecka para nadal nie jest płodna. W in vitro mamy dziecko „mimo wszystko”, w naprotechnologii jest ono oczekiwanym efektem skutecznego wyleczenia.
W Polsce in vitro nie jest refundowane. Naprotechnologia również. Jak jest w innych krajach?
W Anglii pierwsza próba in vitro jest bezpłatna, słyszałam, że w innych krajach refunduje się aż trzy. Nie znam kraju, w którym dofinansowywana jest naprotechnologia.
Czy naprotechnologię można nazwać dziedziną nauki?
Tak, jest dyscypliną nauk medycznych.
Dlaczego ta nowa dziedzina nauki budzi sprzeciw zwolenników in vitro, skoro obydwie metody z założenia mają ten sam cel – pomoc parom, które pragną mieć dziecko?
Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. To przykre, ale według mnie chodzi tu o… monopol? Teraz, gdy mamy szansę na skuteczniejsze leczenie metodą w dodatku nieinwazyjną i przyjazną kobiecie, zwolennicy in vitro czują się zagrożeni. Myślę jednak, że nie grozi tym lekarzom „zagłada”, poenieważ nie wszyscy zdecydują się na naprotechnologię. Co prawda nie ma żadnych przeciwskazań co do jej stosowania. Problemem może być jedno – gdy ktoś z góry zakłada, że naturalne metody są nieskuteczne, nie chce się ich uczyć, współpracować z instruktorem i lekarzem, że chce mieć dziecko już, od razu, bez dużego wysiłku, to nauka Modelu Creightona, która wymaga dyscypliny, nie ma sensu.
Nie spotyka się Pani z oskarżeniami o szarlatanerię i wierzenie w zabobony?
W artykułach prasowych oczywiście. Osobiście nie spotkałam się jeszcze z taką krytyką. Wiem, że niektórzy mówią, że tylko się modlimy, że bazujemy na starych metodach. Istotnie, garstka osób zajmująca się obecnie naprotechnologia to osoby wierzące. Mam nadzieję, że modlą się o sukces swoich par, niekoniecznie w czasie spotkań z nimi. Co do bazowania na starych metodach, trzeba zaznaczyć, że Model Creightona jest jedną z metod wykorzystywanych również w naturalnym planowaniu rodziny, z tą jednak różnicą, że stworzoną na użytek naprotechnologii, do diagnostyki i monitorowania skuteczności leczenia.
Idąc do lekarza naprotechnologa mamy pewność, że używane przez niego metody są nie tylko etyczne, ale przede wszystkim ma zostać postawiona diagnoza w ciągu ok. 3 miesięcy, a podjęte leczenie ma trwać najdłużej do 1,5 roku. Potem parze będzie zaproponowana adopcja.
Sama metoda jest wystandaryzowana i to do tego stopnia, że instruktorami mogą być także mężczyźni – choć nie mają własnych doświadczeń, są w stanie nauczyć kobietę prawidłowej obserwacji.
Cały czas mowa o obserwacji. Gdzie zatem w naprotechnologii jest technologia?
Przez technologię rozumiemy tutaj wykorzystanie tego, co daje natura. Trudno na język polski przetłumaczyć angielskie naprotechnology. Można by powiedzieć, że to po prostu nowoczesna technologia używana do naturalnej prokreacji i w oparciu o naturalną prokreację.
Czy uczą się o niej studenci medycyny?
Dr Hilgers stworzył naprotechnologię 30 lat temu w USA. W Polsce dopiero raczkujemy. Mamy zaledwie kilkunastu instruktorów, z czego większość z nich jest w trakcie szkolenia, odbywa praktyki. Ponieważ dziedzina ta w Polsce dopiero zaczyna się rozwijać, studenci na wykładach pewnie jeszcze o niej nie słyszeli.
Ile kosztuje leczenie?
Udział w sesji wprowadzającej, informującej o metodach leczenia jest bezpłatny. Po niej para decyduje się, czy chce współpracować z instruktorem czy nie. Każde kolejne spotkanie kosztuje 150 zł. Pierwsze cztery odbywają się co dwa tygodnie, potem mamy miesiąc przerwy. Po tych trzech miesiącach nauki para udaje się po diagnozę do lekarza, następnie uczestniczą w jeszcze czterech spotkaniach z instruktorem. Ten etap to dopiero sama nauka Modelu Creightona. Po 3-4 miesiącach dochodzą wizyty lekarskie. Najpierw mamy ok. 3 miesięcy diagnozy, badań, a potem okres leczenia. Całkowity koszt leczenia jest inny dla każdej pary. Raz trzeba wykonać więcej badań, innym razem mniej, czasem wystarczą same spotkania z instruktorem, czasami wszystko trwa o wiele dłużej i potrzebne są zabiegi. Im prostszy przypadek, tym taniej.
W tym momencie mamy w Polsce już pierwsze ciąże i narodziny dzięki naprotechnologii. W tych przypadkach nie było nawet potrzebne leczenie u lekarza – wystarczyły spotkania z instruktorami i nauczenie się obserwacji na poziomie Modelu Creightona.
Statystycznie jednak co jest tańsze: naprotechnologia czy in vitro?
Myślę, że najczęściej naprotechnologia będzie tańszym lub porównywalnie niedrogim sposobem na doczekanie się dziecka. Jednak cały czas pamiętajmy, że narodziny są tu jakby następstwem osiągniętego zdrowia.
Na koniec pytanie z cyklu co było pierwsze: jajko czy kura? Czy najpierw pojawiła się naprotechnologia a potem poparcie Kościoła dla niej jako etycznej dziedziny nauki, czy to Kościół chciał za wszelką cenę stworzyć jakąś przeciwwagę dla in vitro i skoro ona już jest, trzeba ją zaakceptować i siłą rzeczy uznać za lepszą?
Zdecydowanie najpierw była naprotechnologia. Nie powstała ona „na zamówienie” Kościoła. Naprotechnologia została stworzona dla ludzi, a nie dla księży. Natomiast Kościół uznał ją za przydatną do głoszenia jego prawd. Do tej pory krytykował in vitro, ale nie potrafił zaproponować niczego w zamian. Zabraniał, ale nie wskazywał, co wolno, bo nie było innych możliwości. Teraz taka alternatywa na szczęście jest.

Iwona Koprowska – biolog z wyższym wykształceniem, instruktor Creighton Model System – podstawowego narzędzia Naprotechnology. Realizuje się w pracy z rodzicami, również tymi przyszłymi. Od wielu lat tworzy i aktywizuje ich społeczności lokalne przy „Ogródku dla Matki i Dziecka”. Prowadzi Poradnię Karmienia Naturalnego. Prywatnie żona oraz mama Izy i Marysi.