Korespondenci wojenni z historii mediów

Korespondencja wojenna narodziła się już w starożytności, jej matką stały się Ateny. Niegdyś, goniec wysyłany był z fragmentem papirusu w ręce, aby powiadomić swojego władcę o wydarzeniach z pola bitwy. Po przebiegnięciu kilkudziesięciu kilometrów padał z wycieńczenia.

Współcześnie sprawa wygląda zgoła inaczej. Dziś, relacjonowanie konfliktów na tle  wojennym może być przekazywane za pośrednictwem radia, gazety lub telewizji.

Niezmienne jest jednak jedno, pozycja i rola korespondenta w trwającym sporze. Wysłannik jest właściwym łącznikiem między dwoma światami – wojny i pokoju. Prowadząc koczowniczy tryb życia, naraża swoje życie, które często doceniane zostaje dopiero po śmierci lub tragicznym wypadku.

Okres I wojny światowej

Reportaże wojenne za czasów I wojny światowej zaczęły przybierać swoją prawdziwą formę dopiero po wyzwoleniu się z cenzury. Korespondencja w tamtym okresie była misją, na którą porywało się wielu amatorów. Część z nich w ogóle nie zdawała sobie sprawy z powagi zagrożenia, początkowo wielu z nich dalej w pamięci miała ostatnie wojny imperialistyczne. To co przyniosły wydarzenia z I wojny światowej przerosło ich najśmielsze oczekiwania. Mimo usilnych starań ograniczenia rozgłosu faktów, niewielki odsetek korespondentów wyłamał się ze szponów cenzury i ujawniał prawdę.

Przykładami takiego działania mogą być: Barzini z „Corriere Della Sera” oraz Richard Harding Davis, którzy stali się swoistymi asami reportażu wojennego. Pierwszy zdobył wiele doświadczenia w konfliktach zbrojnych jeszcze przed rozpoczęciem I wojny światowej, brał udział w wojnie rosyjsko-japońskiej, bałkańskiej i walkach na terenach Meksyku. Natomiast Harding Davis brał aktywny udział reporterski w sześciu wojnach, ale jego największe dzieła powstały w Brukseli właśnie podczas I wojny światowej. Mimo ograniczonych możliwości, zniewolony przez stacjonujących oficerów francuskich bardzo detalicznie i pieczołowicie opisał wkroczenie Niemców do miasta.

Swoją relacją z tego zajścia zasygnalizował światu, że właśnie rodzi się wstęp do wojny totalnej. Po opublikowaniu jego zapisków ludzie pojęli prawdziwy charakter konfliktu. Wielu korespondentów za ogłaszanie swoich notatek przypłaciło życiem lub zdrowiem. 25 kwietnia 1915r. po raz pierwszy zginął wysłannik prasowy, który zasłynął z artykułu zatytułowanego : „Konwencja haska staje się świstkiem papieru” i wydanego na łamach dziennika „New York Tribute”. Śmierć poniósł Will Irvin, który chcąc nieść pomoc zagazowywanym żołnierzom sam stracił życie.

W tym miejscu należy poruszyć także sprawę polską. Naszej ojczyzny nie było na kartach i mapach Europy, co przyczyniło się także do tego, że niewiele relacji korespondentów znaleźć możemy z polskich frontów. Oczywiście reportażyści byli wszechobecni, ale przebrani w obce stroje okupantów, molestowani psychicznie i fizycznie nie pisali wiele, z czego duża część nie przebywała na terenie ojczyzny. Mimo wszystko do dziś przetrwało kilka cennych reportaży z tamtego okresu.

Jednym z przewodnich korespondentów polskich był z pewnością Stanisław Kawczak. Człowiek o niebagatelnej odwadze i sile walczył na kilku frontach: rosyjskim, serbskim oraz włoskim. Właśnie na ostatnim, w Alpach opisuje swoje przeżycia na kilku kartkach papieru, z których część ginie bezpowrotnie. Przebywając w kraju opisuje epizodycznie zajścia z armią niemiecką z kilku miast w Polsce, m.in. z Kielc, Suchowoli, Lublina, Oszczepalina i Sławatyczy.

Głównym nurtem stała się dla niego myśl i działalność ludzi, siłą zmuszanych do pełnienia służby w obcym uniformie. Nie możemy zapomnieć także o Melchiorze Wańkowiczu, który w swoich pozycjach zawierał fakty, wydarzenia i doświadczenia. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, której szczegółowy przebieg opisał w słynnych „Strzępach epopei”.

Okres I wojny światowej wzniecił wiele przemian w korespondencji wojennej, a jej przebieg zupełnie odwrócił rolę dotychczasowych reportaży. Wysłanników, którzy zapisali się na kartach historii jako bohaterscy jest tak wielu, że niemożliwym byłoby przytoczenie wszystkich nazwisk i ich dzieł. Z tego powodu omówiłem tutaj moim zdaniem wszystkich najbardziej znamienitych.

Okres międzywojenny

Między dwoma wojnami XX wieku ustrój liberalistyczny na wielu etapach ustępował przemianom. Wzrastała liczba ludności na świecie, pojawiały się liczne wynalazki techniczne, ale chwiał się system kolonialny, model gospodarki ZSRR umacniał się, a funt zszedł z areny regulowania światowego obiegu pieniężnego. Wszystkie te czynniki spowodowały, że duża rzesza ludzi zdawała sobie sprawę, że kolejne konflikty polityczne mogą prowadzić do wojny. Właśnie w tym czasie narodziła się wielka chęć poznawania faktów i wydarzeń ze świata. Osoby rządne informacji z coraz większym zaangażowaniem śledziły gazety i reportaże radiowe. Korespondencja wojenna II wojny światowej różniła się od tej z 1914r.

Na terenie Niemiec zawód korespondenta nie był już brany pod uwagę jako indywiduum. Skupiono się na całych zespołach dziennikarzy, fotografów i radiowców. W Rzeszy utworzono słynną „Propaganda Kompanien”, która w krótkim czasie została rozbita. Skutki bezpośrednich relacji wojennych spowodowały śmierć przeszło kilkudziesięciu członów grupy.

Podobnie zachowywali się radzieccy korespondenci, jednak ci pracowali w olbrzymich zespołach, liczących nawet kilkuset dziennikarzy, stawali się bardzo silną grupą. Przykładem na to może być gazeta „Krasnaja Zwiezda”, na zlecenie której do Berlina przybyło prawie trzystu reportażystów w chwili zajmowania miasta.

Zespołowość nie przyjęła się jednak wśród aliantów. Tutaj dalej każdy pracował sam, czego przykładem może być bitwa pod Monte Cassino zrelacjonowana przez reportażystę Melchiora Wańkowicza, znanego z czasów I wojny światowej.

Okres II wojny światowej

„Druga światówka” jak określali ją niektórzy historycy, dała duże pole do manewru dla żurnalistów. Od teraz wysłannik był swoistą bronią, a nie tylko zwykłą informacją przekazywaną na papierze. Dziennikarze kreowali opinię publiczną, na co przykładem może być Goebbels, który identyfikując się z ludźmi wpływał na komentarze dotyczące oporu Belgii, Holandii czy Danii przed atakami III Rzeszy. Mając wysoką pozycję można śmiało powiedzieć, że manipulował społeczeństwem. Wielu z nich jednak nie wykorzystywała tej mocy, a skupiała się przede wszystkim na rzetelnym reportażu. Przykładem wiernego zasadom moralnym wysłannika jest z pewnością Leland Stove, laureat nagrody Pulitzera, który relacjonował m.in. wielki pożar w Reichstagu i korespondował z Hiszpanii, gdzie zdecydował się udać, mimo wielu uprzedzeń redakcji „Chicago Daily News”.

Jednym z najwybitniejszych i najbardziej charakterystycznych stał się Ernie Pyle, amerykański żurnalista, który pisał o wydarzeniach z Ameryki Północnej, Afryki, Europy i konfliktów na Pacyfiku. W tamtym czasie był postacią – wskaźnikiem, cechującym pewne stadium reportażu wojennego. Styl jego korespondencji nie narzucił się światu, to potęga jego oddziaływania, popularność i zarobki, a wreszcie także śmierć wypłynęły na jego świadectwo. Istotną postacią stał się również William Howard Russel, który wiadomościami z wojny krymskiej wpłynął na obalenie gabinetu Aberdenna.

Niestety nie wszystkie zapiski trafiały do gazet. II wojnę światową charakteryzowała ogólnopojęta cenzura, część tekstów była spłycana. Do publiki nie dopuszczano informacji o pijaństwie i rozpustach żołnierzy, niedopuszczalnym było wydawanie gazet, gdzie treść dotyczyła omylności generałów i ich niewłaściwych decyzji. Część korespondentów pisała dla gazet, część redagowała fakty i zachowywała je w swoich dziennikach, które często ujawniano dopiero po zakończeniu stanu wojennego. Budziło to wszechobecne napięcia między prasą, a reportażystami.

Wielu buntowało się i nie chciało za wszelką cenę upraszczać wydarzeń, niestety, aby przetrwać, nawet wielki korespondent amerykański P. Palmer poczynając karierę, swoją działalność komentował w następujący sposób: „Pełniłem rolę publicznego łgarza, ażeby podtrzymać na duchu alianckie armie i narody”. Przykładów na podobne represje narzucane z góry skarżył się także Aleksy Tołstoj w artykule „Krew Narodu”, pokazując ułomność działań radzieckich jak również brytyjski dziennikarz A.Werth z „Manchester Guardian”, który po roku trwających konfliktów zbrojnych czuł, że oszukiwał angielską opinię.

Pomimo względnej swobody wypowiedzi korespondenci II wojny światowej byli bardzo mocno zależni od państwa. Wypełniali swego rodzaju misję podtrzymując wojska w dobrej kondycji psychicznej. Jednak prawdę, zmuszeni byli zachowywać dla siebie, w prywatnych dziennikach, które były udostępniane często po zakończeniu ogólnoświatowego konfliktu.

Czasy współczesne

Współczesna korespondencja charakteryzuje się wysoką autonomią. Wysłannicy na całym świecie relacjonują konflikty w sposób możliwie obiektywny, oczywiście tam gdzie ustrojem politycznym jest demokracja. Wpływając na zmiany systemu politycznego nie mają obowiązku ukrywania prawdy. Na pracę korespondenta składa się wiele godzin oczekiwania i bezruchu, a potem kilka minut intensywnego wysiłku. Zmiany klimatu i stref czasowych, niezdrowe jedzenie, niedospane noce, a przespane dni wpływają silnie destrukcyjnie na funkcjonowanie wysłannika. Pojawiają się takie same maratony pracy, długie okresy zawieszenia w próżni, te same skręty, nieubłagane telefony z firmy, domagającej się czegoś, co już nadali inni.

Omawiając aktualne wydarzenia postaram się przybliżyć tzw. „dziennikarstwo polowe” na polskim przykładzie. Największymi twarzami korespondentów wojennych w kraju są z pewnością Krzysztof Mroziewicz i Wiktor Bater. Pierwszy współpracował z Telewizją Polską i z tygodnikiem „Polityka”. Był także polskim ambasadorem w Indiach, Sri Lance i Nepalu do roku 2000.  Na co dzień jest dyplomatą i komentatorem spraw międzynarodowych. Swoje reportaże tworzył w Hawanie, Panamie, Mangui, Kabulu, Kolombo, Moskwie i Delhi.

Podczas swoich wszystkich wypraw towarzyszyli mu lokalni szpiedzy lub przewodnicy, ponieważ właściwie niemożliwym było samotne przemieszczanie się po terytoriach państw. Wiązało się to z bezpośrednim zagrożeniem życia, ponieważ korespondent stoi na granicy styku informacji, dyplomacji i wywiadu. Nie jest w stanie wybierać miejsc bardziej lub mniej bezpiecznych, ponieważ tam gdzie nic nie zagraża życiu, tam niczego nie można się dowiedzieć.

Drugą wielką postacią korespondenta wojennego jest przeze mnie wcześniej wspomniany Wiktor Bater. Dziennikarz współpracował z Telewizją Polską, i TVN’em, obecnie relacjonuje dla Polsat’u. Jego reportaże można było usłyszeć także w Radiu Zet i Polskim Radiu. Jest osobą, która całkowicie poświęciła się reportażowi, przedstawiając Polakom przede wszystkim obraz wojny w Afganistanie i Iraku. Dziennikarz jest autorem książki „Nikt nie spodziewa się rzezi”, w której zawarł wiele notatek ze swych wypraw.

Korespondenci wojenni to „plemię koczownicze” , które nie ma stałego miejsca pobytu i pomieszkuje tam, gdzie toczy się wojna. Nie słucha rozkazów jednego przywódcy, słucha za to kul i „biegnie za zapachem prochu” . Plemię specjalnych wysłanników nie zamieszkuje jednego konkretnego obszaru, a jego członkowie rozproszeni są po całym świecie. Kontrolują rozwój wypadków w tzw. strefach konfliktu, a ich zapiski na przestrzeni setek lat często zbroczone krwią nie ujrzą światła dziennego.